Data: piątek, 8 Marzec 2013 autor: Redakcja

Wtedy wszyscy tęsknimy za sezonem, śledzimy transfery, czekamy na prezentacje naszej ulubionej drużyny, a w zimowe wieczory gramy w różne gry żużlowe. Moją najstarszą grą planszową jest pudełko z napisem ?Zawody żużlowe? z Gollobem na pokrywce. Kupiłam na stadionie Gwardii w sezonie 2000 na stoisku z gadżetami.
Mój 10-letni wówczas syn tak zawzięcie grał ze mną pionkami na planszy, że trzeba było dodrukować programy. Sam je wypełniał i proponował zestawienia zawodników. Najczęściej wygrywał Tony Rikarcon (pisownia oryginalna), Krzysztof Jabłoński, Marek Ochal i Arek Zaremba ? idole Kuby z tamtych lat. Przesuwało się pionki po torze według instrukcji, z czasem zamieniliśmy pionki na małe figurki żużlowców. Kiedyś można je było kupić za 12 zł, a teraz po 20 zł. Kompletu figurek już nie mam, ale programy pozostały budząc mój uśmiech na twarzy.
W 2002 roku ukazała się nowa rewelacja ? gra komputerowa FIM Speedway Grand Prix. Kosztowała sporo, więc Kuba dostał ją pod choinkę. Ale była frajda! Komentarz z głośników, możliwość ustawiania czołówki zawodników z Grand Prix, efektowne wmontowanie w bandę z rozpryskiem nawierzchni ? celowałam w tym, bo długo uczyłam się prawidłowego operowania myszką i strzałkami. Nieco bardziej prymitywną zabawą były ?kreski?. Pamiętam jak w 2009 roku w Sanoku na korytarzu Domu Turysty do późna w nocy po zawodach lodowych chłopcy z Torunia i Tarnowa zasuwali w te kreski aż im się bateria w laptopie wyczerpała. Hałasu było przy tym co niemiara, kilku szczęśliwców grało, a reszta kibicowała. Z sąsiednich pokojów wychodzili zmęczeni kibice uciszając naszą gromadkę.
Teraz są jakieś nowe ulepszone wersje gier komputerowych, a nawet ma się ukazać karciana gra żużlowa. Sama jestem ciekawa. Jak tylko się ukaże to kupię, bo można w nią grać w pociągu. A ja mam daleko na wszystkie wyjazdy, więc będzie jak znalazł.
W sezonie bezżużlowym można zastąpić warkot motorów klasycznych tymi iceracingowymi. Kto ma pieniądze, ten może jechać do Assen, do Berlina czy do Uppsali. A ja do Sanoka. Niemniej jednak co prawdziwy klasyczny żużel to klasyczny, nic go nie zastąpi. I tak z tęsknoty za zapachem metanolu wybrałam się do Gniezna na prezentację drużyny Startu, 9-ego lutego. Akurat miałam końcówkę ferii zimowych, więc pięknie zaczęłam urlop Sanokiem, a zakończyłam w moim rodzinnym mieście. Przyjechałam wczesnym popołudniem i od razu z dworca pognałam na rynek. Tam o 16:30 mieli się zebrać kibice i pójść całą procesją na miejsce gali ? na drugi brzeg Jeziora Jelonek. Na dziedzińcu między budynkiem Liceum im. Bolesława Chrobrego a Muzeum Początków Państwa Polskiego stała ogromna trybuna z zadaszeniem, balon reklamowy i co najważniejsze ? Marcin Wawrzyniak odpalał swój motor żużlowy. Wraz z kolumną kibiców śpiewając ?Dwie wieżyczki? i wznosząc hasła ?Hej Start? z oklaskami dotarłam na dziedziniec i przywitałam się z teamem Marcina. Spotkałam wielu znajomych kibiców. Pierwszy raz przyjechałam na Galę Startu Gniezno i byłam strasznie podekscytowana. Robiłam zdjęcia i nakręciłam filmik, gdy wszyscy śpiewali ?Orła cień?. Podglądałam ?plenerowe studio? za oszklonym korytarzem, gdzie zawodnicy i działacze udzielali wywiadów do Radia Gniezno. Próbowałam się dopchać jak najbliżej barierki, ale się nie udało ? tłum był niebywały. Z zachwytem chłonęłam atmosferę euforii z powodu awansu do ekstraligi i podziwiałam naszą drużynę w czarno-czerwonych zimowych czapeczkach z pomponami. Maskotka orzełek przeszedł sam siebie – szalał po estradzie, a na koniec zdjął żółte wdzianko i naszym oczom ukazał się nowy kevlar Startu Gniezno.
Później gdy wszyscy się rozchodzili Marcin Wawrzyniak czekał na busa, aby zawieźć z powrotem motocykl do szkółki. Korzystając z wolnej chwili wsiadłam na motor, nacisnęłam sprzęgło i zrobiłam cztery kółka po dziedzińcu omijając zgrabnie potłuczone butelki. Oczywiście odpychając się nogami, ale byłam szczęśliwa. Korzystając z wolnego miejsca w busie pojechałam z Marcinem i jego bratem ?Dadosem? na stadion odstawiając motor do warsztatu. Miałam zamówiony pokój w hotelu Orzeł przy stadionie, więc nie musiałam maszerować przez całe miasto. A obudzić się rano w niedzielę w pokoju z widokiem na stadion ? miodzio!
Teresa Juraszek
Podobne artykuły:
- Lato w szaliku ? nowy felieton autorstwa Jawki!
- Gadżety żużlowej kobiety
- ?póki my żyjemy
- Od Tequili do Maryli
- Moja druga młodość ? nowy felieton autorstwa Jawki!
Tagi: Blog Jawki
Kategoria: Blog Jawki, WTS | Komentarze (1)
28 marca 2013 o godz. 10:27
Fajny blog, zapraszam tez na mój, który dopiero startuje i oczywiście na zawody do Rzeszowa.
Pozdrawiam, z nadziejami, że Warszawa w końcu doczeka się drużyny ligowej .