Data: wtorek, 27 Sierpień 2013 autor: Redakcja
W tydzień objechałam ?trójkąt bermudzki?: Warszawa ? Zielona Góra ? Rzeszów. Via Gniezno. Zaczęło się standardowo ? z Centralnego do Zielonej Góry z przesiadką w Poznaniu. Czas naglił, więc podjechałam pod stadion taksówką. Pan kierowca na widok mojej koszulki natychmiast zaczął się rozwodzić nad układem tabeli ekstraligowej.
Ulicą Wrocławską maszerowały tłumy w szalikach Falubazu. Wysiadłam pod kasą dla przyjezdnych. Autokar na gnieźnieńskich numerach stał w eskorcie policji, a z klatki gości słychać było gromkie śpiewy. Zaciekawiona, jak wygląda stadion, na którym jeszcze nigdy nie byłam, szybko kupiłam bilet, program i weszłam za bramkę. ?Ręce na siatkę i stanąć w rozkroku? – usłyszałam na dzień dobry. Totalnie zaskoczona posłusznie przywarłam do ogrodzenia jak w kryminalnych filmach. Pani ochroniarka obmacała mnie z dołu do góry. ?Proszę pani, czy ja wyglądam na chuligana?? – zapytałam. Na żadnym stadionie nie byłam tak potraktowana. ?Takie są procedury. Proszę opróżnić plecak i otworzyć torebkę.? Następna pani zlustrowała mój bagaż przygotowany na tygodniowy wyjazd. Zostałam wpuszczona, przywitałam się ze znajomymi. Przy okazji rozpytywałam się, kto ma miejsce wolne w samochodzie do Gniezna po meczu. I tym sposobem dowiedziałam się o możliwości transportu Lincolnem, do którego nie zgłosiła się zwyciężczyni konkursu na zbiórkę kuponów sponsorujących gnieźnieńskie taksówki. Czarny długi samochód stał na parkingu w dużym oddaleniu od stadionu. ?Żeby mi szyb nie powybijali? ? powiedział później pan Sławek, sympatyczny kierowca.
Wracałam tym samochodem z młodymi ludźmi po meczu, wiadomo z góry że przegranym. Ale mimo to chciałam poczuć tę więź z kibicami Startu, jak wcześniej w Toruniu i Częstochowie. I zaznaczyć swoja obecnością, że jestem ze Startem na dobre i na złe jak w przyśpiewkach. Nasze śpiewy były zagłuszane przez Falubazów. ?Jazda z kur??, ?Ręce na siatkę i rozkrok? oraz jad sączący się z ust taksówkarza ? takie ?magiczne? wspomnienia mam jeszcze w uszach. Na szczęście jazda Lincolnem osłodziła mi wyjazd. Spędziłam potem tydzień u kuzynki w okolicach Gniezna tylko raz będąc podwieziona do miasta. Na cztery godziny urwałam się z rodzinnej smyczy i mogłam odwiedzić groby rodziców oraz wyrwać się na stadion. Tam w warsztacie pomagałam Tadzinkowi Cieślewiczowi montować gaźnik do motocykla szkółkowego, bo po południu miał się odbyć trening. Ale musiałam wracać na wieś i nie doczekałam warkotu motocykli. Zapaliłam tylko znicz Toniczkowi zakupiony na cmentarzu.
Zdarzył się jednak cud ? otrzymałam telefon, że jest jedno wolne miejsce w busie do Rzeszowa na zawody na długim torze. Z radością potwierdziłam, że pomogę sprzedawać gadżety żużlowe w zamian za dojazd i identyfikator umożliwiający wejście na stadion. W piątek o 7.00 wyruszyłam z Gniezna busem z czterema chłopakami. Zapewniłam, że mam kuzynkę w Rzeszowie i nie będę sprawiać kłopotów z noclegiem. Po południu rozłożyliśmy namiot z gadżetami na patio Millenium Hall. Wieczorem tuż obok nas odbyło się spotkanie z zawodnikami. W sobotę natomiast miałam samodzielne stoisko na tyłach nowej trybuny. Holendrzy kupili u mnie gry planszowe i flagi! Byłam zachwycona architekturą odnowionej wieżyczki i tarasami widokowymi na tyłach stadionu. Spacerowałam po parkingu pstrykając zdjęcia i rozmawiając z panem Leszkiem Demskim, ze Staszkiem Burzą, Cameronem Woodwardem i Michaelą Krupićkową. Z identyfikatorem ?obsługa techniczna? mogłam wejść w każdy kąt i nikt mnie nie przegonił. Obejrzałam też kilka biegów z wyżyn nowej trybuny. Po zawodach wyjechaliśmy o północy z Rzeszowa i rozstałam się z moimi kompanami na stacji benzynowej o 3.00 w nocy. Gnieźnieński bus skręcał z drogi na Grójec w kierunku zachodnim.
Miałam szczęście. Zagadnięty tam pan z czerwonej Toyoty na warszawskich numerach podrzucił mnie na Ursynów! Wracał z córką na Stegny z Live Coke Festival w Krakowie. Każdy ma swojego hopla!
Teresa Juraszek
Podobne artykuły:
- Służba nie drużba
- Z obłoków na ziemię
- Styczniowe grillowanie
- Cyrk na kółkach
- Otwarcie na Wschód – Moje wspomnienie z Togliatti
Tagi: Blog Jawki, WTS
Kategoria: Blog Jawki, WTS | Komentarze (0)