Data: poniedziałek, 19 Grudzień 2011 autor: Redakcja

Najwcześniejsze wspomnienia z meczów żużlowych kojarzą mi się z polewaczkami. W upalne letnie dni cała chmara dzieciaków biegła w czasie polewania toru pod bandę i wrzeszczała ?Śmigus dyngus!? Wraz z braćmi byliśmy cali szczęśliwi, gdy opryskała nas woda od stóp do głów na stadionie gnieźnieńskim. Kierowca polewaczki robił nam wielką frajdę, bo niewiele było atrakcji w tamtych czasach.

Czarno ? biały telewizor już był sensacją. Zamiast gier komputerowych mieliśmy kapsle albo obręcz od roweru z pogrzebaczem i urządzaliśmy wyścigi na cztery okrążenia po podwórku. Z lat sześćdziesiątych pamiętam też widok ?beczki śmierci?. Ustawiano ją przy okazji odpustu świętego Wojciecha na targowisku. Ojciec zabierał nas co roku w kwietniu i fundował bilety. Patrzyliśmy z podestu ustawionego na zrębie wielkiej beczki, jak motocyklista rozpędza się na dolnym poziomie i zatacza kręgi coraz wyżej i wyżej. Po kilkunastu sekundach znajdował się w górnych strefach beczki i z ogromnym hukiem pędził w pozycji poziomej napędzany siłą odśrodkową. Podobno w tamtych czasach nawet żużlowcy startowali w beczce śmierci. Huk i dym był niesamowity aż ciarki przechodziły po plecach. Jazda – zaprzeczenie grawitacji. Po krótkiej przerwie jeździec zaczynał następną rundę, gdy tłum nowych gapiów zapełnił ?taras widokowy?. Dźwięk dudniącego basowego ryku silnika rozchodził się po całym mieście? Nie była to typowa rozrywka dla małych dziewczynek, ale ja bardzo się zawsze pchałam jak najbliżej czegoś, co mnie fascynowało.

Dlatego też samo ochlapanie przez polewaczkę albo w późniejszych czasach lekki ?śmigus dyngus? nie wystarczało mi. Kombinowałam sobie jak tu zbliżyć się do polewaczki i wejść do kabiny w trakcie polewania toru. Na meczach było to niemożliwe, ani w Gnieźnie ani gdziekolwiek indziej. Więc będąc kiedyś w Łodzi z rodziną na zakupach urwałam się na godzinkę i pojechałam na stadion. Środek tygodnia, cisza, spokój, polewaczka i traktor stały sobie obok pomieszczeń warsztatowych. Ucięłam sobie pogawędkę w warsztacie przy kawie z panem polewaczkowym. Był lekko zdziwiony, że ja tylko z tęsknoty za żużlem przyjechałam tutaj popatrzeć na sprzęt, na tor i powąchać atmosferę stadionu. Potem przyjechał na rowerze jakiś pan i też się okazało, że z sentymentu wstąpił na stadion. Niestety, wtedy nie dane mi było się przejechać polewaczką. Tor był zroszony wcześniejszymi opadami.

Ale niespodziewanie udało się w Poznaniu w 2008 roku. W poniedziałkowy pomeczowy ranek byłam na stadionie świadkiem treningu duńskiego zawodnika Skorpionów. Mechanikiem Andersa Andersena był Sławomir Derdziński, zawodnik Gwardii Warszawa z sezonu 2000.Wtedy wraz z Arkiem Zarembą, Wojciechem Żurawskim, Dariuszem Patynkiem, Wieśkiem Ośkiewiczem, Ryszardem Franczyszynem, Jarkiem Wiśniewskim i Markiem Ochalem zdobywali punkty dla nowo powstałej drużyny II-ligowej. Wspominaliśmy sobie dawne czasy i cieszyłam się, że Sławek mnie rozpoznał. Mimo iż minęło kilka ładnych lat. Wtedy jeszcze siedziałam spokojnie na trybunach i najwyżej po meczu stałam grzecznie w kolejce po autograf. Dopiero później się rozbestwiłam: wieszałam plakaty, robiłam kawę przed zawodami i znosiłam z biura do parkingu, prałam kevlary po treningach i przywoziłam w niedzielę rano na stadion.

Bardzo było mi miło spotkać Sławka i to tak nieoczekiwanie. Dzięki jego wstawiennictwu udało mi się wejść do polewaczki w trakcie roszenia toru i zrobiłam kilka okrążeni, siedząc szczęśliwa obok kierowcy. Pstryknęłam ze dwie fotki na pamiątkę, bo nikt by mi nie uwierzył. Moje marzenie spełniło się! Tęcza przed szybą, szum wody, warkot silnika.

W polewaczkach jest jakaś dusza. Niektóre są stare, zardzewiałe i pospawane jak nasza na stadionie Gwardii w latach 2000 ? 2003 albo super nowoczesne jak w Lesznie z wizerunkami byków i barwach Unii. Większość jest oklejona reklamami firm jak te w Gnieźnie, Opolu czy Pile. Każda jest inna, ale co ciekawe – wielu panów obsługujących polewaczki ma na imię Janek. Przypadek?

A beczki śmierci podobno funkcjonują do dzisiaj w Peterborough, gdzieś w Tajlandii i we Władysławowie. Można odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa?


Teresa Juraszek

Podobne artykuły:

Podziel się na:

  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Blogplay
  • Blip
  • Blogger.com
  • co-robie
  • Dodaj do ulubionych
  • Drukuj
  • email
  • Flaker
  • Forumowisko
  • Gadu-Gadu Live
  • Google Buzz
  • Grono.net
  • MySpace
  • PDF
  • Pinger
  • Twitter
  • Wykop
  • Yahoo! Bookmarks
  • Yahoo! Buzz
  • Śledzik
  • RSS

Tagi:
Kategoria: Blog Jawki | Komentarze (0)

Zostaw odpowiedź

(Tutaj wpisz kod z powyższego obrazka)