Data: poniedziałek, 4 Luty 2013 autor: Redakcja
Pierwotnie miałam nadać tytuł ?Krioterapia? zasugerowany przez koleżankę, ale w tym roku wcale tak zimno nie było. To mój piąty wyjazd do Sanoka, najcieplejszy. Ze względów towarzyskich też. Ze sportowego punktu widzenia – jak najbardziej. Zagrzewaliśmy ?naszych? do boju rzucając garściami srebrzyste confetti wraz ze znajomymi kibicami z Rzeszowa, Lublina i Warszawy.
Stojący przed nami tłum wraz z Romanem Poważnym otrzepywał się z lekkim poirytowaniem. Spostrzegłam też innych zawodników klasycznego żużla ? Staszka Burzę, Piotra Machnika, Łukasza Sówkę. Witałam wielu znajomych, pracując od rana do wieczora w biurze wraz z Andrzejem, Natalią i bystrymi siostrami z Sanoka – licealistką Sylwią i studentką Sabiną. Miała nam pomagać studentka anglistyki i ?debiutantka iceracingowa? – Magda z WTS-u, ale była potrzebna w parkingu jako tłumaczka.
W piątek obejrzałam drugą połowę zawodów wraz z pokazem laserowym, a w sobotę ? do 12 biegu. Podobnie jak w zeszłym roku dzierżyłam klucze do szatni Austriaków i Szwedów. Tam też zauważyłam na wieszakach czerwone majtki z sierpem i młotem. Co do bielizny męskiej to Sanok jest jedynym miejscem, gdzie można przyłapać na śniadaniu w stołówce prezesów klubów żużlowych w ?śpioszkowych? bermudach w kolorowe wzorki. Fajnym miejscem posiłków dla organizatorów była też ?banerownia?. Tam siedząc na podłodze na zwałach wykładzin pałaszowałam bigos i barszczyk wydawany przez młodzież w mundurach związku strzeleckiego. Ekipa harleyowców Pirates Sanok jak co roku prezentowała wspaniałe motocykle oraz puszczała miłe mym uszom stare hity Led Zeppelin i Free.
Wieczory spędzaliśmy w kawiarence. Kibic z Austrii przygrywał na akordeonie zachęcając do wspólnego jodłowania, czym najbardziej byli zachwyceni młodzi ludzie w szalikach Ostrovii. Były też tańce, a jakże. Gdy zabrakło zapiekanek zaoferowałam smutnemu głodnemu Duńczykowi naszą polską kaszankę pozostawioną dla organizatorów w moim wieloosobowym pokoju. ?Jak na kolonii!? ? stwierdził na widok bałaganu w pokoju redaktor Rober Noga. Mile zaskoczony Rasmuss zagarnął na papierowe tacki pięć kiełbasek ze styropianowego pudła. Przy stole wraz ze swym ojcem pochłonęli w mig te zimne kaszanki, zagryzając chlebem i ogórkiem. Długo rozmawiałam z Duńczykami w kawiarence o Bjarne i Nickim Pedersenie. Ale najsympatyczniejsze rozmowy były prowadzone wieczorami w pokojach. Na naszym korytarzu stacjonowali panowie wirażowi, startowi i spiker z Rybnika. Zaprosili mnie na ?wursty i patisony?. Po godzinie wymieniliśmy się spontanicznie koszulkami – ja dałam Michałowi swoją z Lee Richardsonem, a on mi dał klubową Speedway Rybnik i do tego kalendarz z Kacprem Woryną.
Wspaniale było pogadać z chłopakami ze Śląska, posłuchać ich gwary, powspominać Łukasza Romanka i poprzednie zawody, bo widzieliśmy się nie pierwszy raz w Sanoku. Ale najbardziej zatkało mnie na rynku, gdy spotkałam kibiców ze Świętochłowic. Po wyjściu z galerii Beksińskiego (nareszcie w niedzielę zaliczyłam po 5 latach przymiarek) pognałam pod pomnik artysty, a tam jakaś pani robiła zdjęcie panu i nawzajem. Zaoferowałam się, że zrobię im wspólne zdjęcie. Na to oni: ?O, chętnie, Jawka, witamy!? Okazało się, że do Sanoka przyjeżdżają od 2007 roku. Szybko się zaprzyjaźniliśmy podczas spaceru po rynku. Później przeszliśmy się jeszcze na Arenę Sanok pochodzić po torze, bo Beata i Eugeniusz jeszcze nie mieli okazji wejść na lód. I tam napotkaliśmy Pawła Ruszkiewicza, który koordynował likwidację bandy, flag i reklam. Poprosił nas o zdemontowanie chorągiewek na żerdziach wbitych w oblodzone górki przy linii startu. W mig się uwinęliśmy.
Na koniec muszę wspomnieć o komitecie powitalnym, który czekał na mój przyjazd w nocy z czwartku na piątek. Autokar się spóźnił, bo miał awarię pod Radomiem. Planowałam być o drugiej w nocy, ale ostatecznie przyjechałam na trzecią. A oni czekali, dzwonili, pytali, pospieszali i powitali mnie w środku nocy: Mirek Daniszewski z synem, Grzegorz Knapp z żoną, znajomi mechanicy z Grudziądza, Gorzowa i Świętochłowic, całe biuro zawodów z Warszawy i Gniezna? No i jak tu nie kochać Sanoka i żużloków!
Podobne artykuły:
- Styczniowe grillowanie
- Redbulinki i zmarzlinki
- Sanok Ice Speedway
- Tak się bawi Podkarpacie!
- Zorro w Warszawie!
Tagi: Blog Jawki
Kategoria: Blog Jawki | Komentarze (0)