Data: czwartek, 20 Październik 2011 autor: Redakcja
Mogłoby się wydawać, że teraz zacznę autoreklamę moich podkoszulek żużlowych. Otóż nie. Chodzi o obraz olejny, który otrzymałam niedawno na imieniny. Zajmuje prawie całą ścianę, więc mam go przed oczami rano, gdy wstaję z łóżka i wieczorem, gdy zalegam zmęczona z książką czy laptopem na kołdrze. Ale wzrok sam kieruje się w stronę przeciwległej ściany.
Na łuku składają się trzej jeźdźcy w tumanach kurzu ? dwaj zawodnicy w plastronach Atlasu Wrocław i w żółtym kasku ? Gorzowa. Taki właśnie obraz namalował dla mnie kolega, który zna moją żużlową pasję. Jako artysta plastyk często zżymał się, widząc olejny tryptyk w ponurych barwach wiszący od lat w dużym pokoju. - Dawaj Teresa te bohomazy, ja ci rozświetlę pokój jakąś bardziej optymistyczną abstrakcją! – Dobra ? mówię – ale pod warunkiem, że to będzie żużel ? stadion, zawodnik, jakieś detale typu kask, motocykl, koło? Daję ci wolną rękę.
No i znieśliśmy do samochodu trzy duże blejtramy ledwo mieszczące się w bagażniku i na siedzeniach. Minęła wiosna, lato, przyszła jesień. Telefon. – No, prawie skończone, zapraszam na konsultację ? mówi Andrzej. Trzeba dodać, że artysta urodził się w Poznaniu i czasami chadzał na żużel za czasów Poloneza, więc zna się na rzeczy. Namalował trzy obrazy dające się połączyć razem i wówczas wygląda to wszystko efektowniej. Po wspólnych przymiarkach i ustaleniach zakupiliśmy śruby i listwy do ram o długości 245 cm, żeby scalić tryptyk. Szerokość wyniosła 1 metr. Dzieło wyglądało imponująco, ale gorzej z transportem. Musieliśmy lawirować pod różnymi kątami na klatkach schodowych i nieść przez pół Ursynowa, bo do żadnego samochodu ani autobusu obraz się nie zmieścił. Dzielnie z synem maszerowaliśmy po ulicy budząc zaciekawienie przechodniów. Po zawieszeniu na ścianie długo delektowałam się widokiem tego dzieła. Widać że twórca też bardzo dużo serca i talentu włożył w swoją pracę, chcąc zrobić mi przyjemność. Spodobał mu się ten temat i nawet jest chętny do następnych zamówień ?żużlowych? obrazów olejnych. Widocznie ma dość portretów i pejzaży?
Inauguracja prezentu imieninowego zbiegła się z premierą filmu o Krzysztofie Cegielskim. W sobotę odbierałam obraz, a w poniedziałek podawałam rękę bohaterowi filmu, Januszowi Kołodziejowi, Grześkowi Rempale i dawno niewidzianym kibicom zamieszkałym w Warszawie. Na premierę zjawili się licznie, zaciekawieni reklamą w mediach. Nawet odbierałam telefony z odległych miast, że akurat 3 października ktoś przyjeżdża w interesach do stolicy i czy będzie miał możliwość dostać się na premierę. Nie było bufonady, czerwonych dywanów i fanfar, garnitury i krawaty nie obowiązywały ? to było sportowe święto Krzyśka Cegielskiego. Przyjechał z Krakowa samochodem z przyjaciółmi i już o 17.00 witałam ich pod Multikinem. Żeby nadać żużlowego charakteru naszej ? organizowanej wspólnie przez Canal+ i Warszawskie Towarzystwo Speedwaya ? premierze – przywieźliśmy Jawę i ustawiliśmy przy wejściu w holu.
Niestety, przepisy przeciwpożarowe nie pozwoliły odpalić motocykla w kinie. Ale i tak było klimatycznie. Wynajęliśmy salę i sprzedawaliśmy cegiełki po 20 zł na rehabilitację Andrzeja Szymańskiego, który uległ wypadkowi w Rybniku w 2001 roku i podobnie jak Krzysztof Cegielski zmaga się ze skutkami kontuzji. Ludzie wrzucali banknoty do kasków żużlowych z goglami. Wszyscy witali Krzyśka przy wejściu i przybijali piątkę z Januszem Kołodziejem. Każdy mógł pogadać przed i po filmie z zawodnikami, nie było barier i ochroniarzy. Chyba że udzielali wywiadów do radia i telewizji. Było kilku dziennikarzy i dwie kamery, kilku oficjalnych gości, ale dominowała atmosfera przyjacielskiej bliskości twórców filmu z kibicami. Wielu kibiców, a także reżyser filmu mieszkają na Ursynowie – stąd akurat ta lokalizacja.
Ku mej wielkiej radości przyjechał z Opola Stefan Machel ? gitarzysta mojego ulubionego zespołu TSA. Długo rozmawialiśmy pod parasolami w greckiej knajpce pod Multikinem z twórcami filmu i kibicami oraz głównym bohaterem. Grzegorz Milko odbierał gratulacje i dzielił się wspomnieniami o kulisach powstawania filmu. Takiego wieczoru imieninowego nie mogłam sobie wymarzyć w najśmielszych snach!
Podobne artykuły:
- Moja druga młodość ? nowy felieton autorstwa Jawki!
- Gdy na torze śnieg? ? nowy felieton autorstwa Jawki!
- Wiosna nasza!
- Żużlowa noclegownia ? nowy felieton autorstwa Jawki!
- Polewaczki i beczka śmierci ? nowy felieton autorstwa Jawki!
Tagi: Blog Jawki
Kategoria: Blog Jawki | Komentarze (0)